6 listopada 2012

II - Styles, co z tobą?



                Harold leżał na łóżku w hotelowym pokoju. Swe zielone tęczówki intensywnie skupiał na idealnie białym suficie. Nie było w nim niczego interesującego. A przynamniej na to wyglądało z perspektywy zwykłego obserwatora. Kędzierzawy miał przed swoimi oczami sceny ze szczęśliwej przeszłości. Mimowolnie zaczął wspominać dzień, w którym przyjechał do Londynu na przesłuchanie do jednego z popularnych programów muzycznych. To nie był jego pierwszy raz. Przeszedł ten pierwszy stres już w wieku czternastu lat. Wtedy był zdecydowanie za młody. Poprzysiągł sobie wtedy, że po ukończeniu szesnastego roku życia wróci jeszcze lepszy. Udało się! Wtedy też po raz pierwszy spotkał nieśmiałą i cichą Lyssandrę Haywood. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Podczas pierwszego spotkania nie zamienili ze sobą nawet jednego słowa. Oboje skupiali się na pozostałych uczestnikach castingu. Chcieli lepiej poznać konkurencję.
                Wszystko zmieniło się podczas drugiego etapu. Wtedy to Harry Styles zwrócił uwagę na brunetkę, która siedziała w kącie pomieszczenia ze słuchawkami iPoda w uszach. Nie reagowała na otaczających ją ludzi. Czasem jedynie uśmiechała się do kogoś, kto potknął się o jej nogi. Nie była zła. Nie nawrzeszczała nawet na blondyna, który o mały włos nie połamał jej kilku kości. W prawdzie w jej oczach zalśniły łzy, ale usta i tak ułożyły się do szerokiego uśmiechu. Nim kędzierzawy zdążył zrobić krok w stronę brunetki, dosiadł się do niej jakiś szatyn. Dopiero po kilku godzinach miał okazję poznać go osobiście – Louis Tomlinson. Wraz z trójką innych chłopaków zostali połączeni w jeden zespół.
                Harry nie przypuszczał, że One Direction przetrwa dłużej niż emisja programu. Cała piątka została dobrana przypadkowo. Pochodzili z różnych części kraju, a trafił się nawet Irlandczyk. Sporo ich połączyło. Mieli podobne zainteresowania, kochali muzykę, potrafili napisać razem piosenkę oraz skomponować melodię. Odpadnięcie z programu wcale nie oznaczało końca. To był dopiero początek przygody ze sławą.
             Gdyby tylko mógł, Harry z całą pewnością cofnąłby czas. Być może nawet do chwili, gdy zdecydował kolejny raz wziąć udział w castingu do X-Factora. Byłby teraz zwykłym osiemnastolatkiem. Nie musiałby przejmować się tym, co się stanie po wyjściu na dwór bez ochroniarza u boku. Odpocząłby od światła fleszy oraz nieustających pisków ze strony fanek. Ale głupi szesnastolatek wierzył, że takie życie to spełnienie marzeń! Styles prychnął cicho, przymykając powieki na krótką chwilę. Program odmienił jego życie, ale gdyby nie znalazł się w X-Factorze – nigdy by nie poznał Lyssandry. Nie żałował tych dwóch lat, które spędził razem z Haywood. Przy niej stał się bardziej wrażliwy, ważył każde słowo, dorósł. Mając obok siebie ukochaną kobietę poradził sobie ze sławą. Nie musiał przejmować się fankami. Był razem z Lys, a inne dziewczyny nie były mu potrzebne do szczęścia. Nie mógł uwierzyć, gdy to szczęście wymknęło się z jego rąk. Nie miał nad tym kontroli.
                Cztery długie miesiące czekał, aż będzie mógł znów ją zobaczyć. Każdego dnia usychał z tęsknoty. Próbował skontaktować się z Lys, ale nie odbierała jego telefonów. Kilka razy wykradł telefon Louisa. Ta dwójka od zawsze miała ze sobą bardzo dobry kontakt. Tych telefonów również nie odbierała. Nie odpisywała na maile. Próbowała zapomnieć, ale Harry nie mógł tak po prostu odpuścić. Obiecał sobie, że zrobi wszystko, by znów odzyskać zaufanie Lyssandry.
                Czując przejmujący ból w karku przewrócił się na bok, napotykając przy tym rozbawione spojrzenie swojego współlokatora. Ponownie prychnął, na co Louis zareagował napadem cichego śmiechu.
- Czego rżysz? – Warknął kędzierzawy, naciągając kołdrę po czubek nosa. – Weź się odczep.
- Nie mogę, bo jesteś taki uroczy – Louis podniósł się z miejsca i przysiadł na brzegu łóżka Harry’ego. Odgarnął przyjacielowi z czoła kilka niesfornych kosmyków. Biedny Styles męczył się już od dłuższego czasu. Lyssandra była jego narkotykiem. Bez niej powoli wpadał w szał. Został wysłany na nagły odwyk, z którego nie mógł się uwolnić. Haywood go odrzuciła. Poczuła się zraniona zdjęciami, które znalazła na jednym z portali plotkarskich. Ale w dalszym ciągu nie wiedziała wszystkiego, a Harry nie chciał załatwić tego przez maila. Uparcie twierdził, że tutaj potrzebna jest rozmowa w cztery oczy. Louis próbował zmienić nastawienie przyjaciela, ale był uparty. Jak zwykle z resztą.
                Teraz Tomlinson sprawował rolę podwójnego agenta. Nie było mu z tym łatwo. Chciał w jakiś sposób pocieszyć Stylesa. Nie mógł już dłużej znieść spojrzenia smutnych, zielonych tęczówek. Z drugiej strony nie mógł namawiać Lyssandry do spotkania z kimś, kto według niej okazał się parszywym zdrajcą i oszustem. Lou chciał być dobrym przyjacielem. W tym przypadku musiał zdecydować, po czyjej jest stronie. Niechętnie, ale zdecydował się stanąć po stronie Lys. Kiedy ujrzał ją poprzedniego wieczora w hotelowym lobby, ledwo powstrzymał grymas. To rozstanie wykańczało Haywood. Znosiła je znacznie gorzej niż Harry.
- Nie zjadłeś śniadania, podczas nagrania nie byłeś sobą – Tomlinson zaczął wyliczać, próbując zdjąć z przyjaciela kołdrę. – Zaraz po powrocie postanowiłeś zamknąć się w pokoju i tkwisz ze wzrokiem utkwionym w suficie lub innej rzeczy w tym pokoju. Styles, co z tobą?
- Nie interesuj się – warknął kędzierzawy, przelotnie zerkając na zegarek. Wskazówki pokazywały godzinę szesnastą. Oznaczało to, że do spotkania z Lyssandrą miał jeszcze godzinę. Właściwie to mógł tylko mieć nadzieję, że dziewczyna w ogóle się pojawi. Mogła nie znaleźć liściku. Ewentualnie ktoś po złości zwyczajnie wyrzucił go do śmieci zanim Lys wróciła do swojej garderoby. Miał tyle wątpliwości, ale mimo to w głębi serca wierzył, że jednak przyjdzie. Oboje byli sobie coś winni.
                Podniósł się z łóżka, zrzucając przy tym Louisa na podłogę. Szatyn mruknął pod nosem kilka niecenzuralnych słów, chwycił swój telefon i opuścił pokój trzaskając drzwiami. Harry wzruszył tylko ramionami, wyrzucając z walizki wszystkie ubrania. Musiał znaleźć coś odpowiedniego na to spotkanie. Biała koszulka z nadrukiem się nie nadawała. Gruba, fioletowa bluza również. Odrzucił też szare spodnie, by po chwili jednak się na nie zdecydować. Dobrał do nich błękitną koszulę, a pod spód dopasowany, biały podkoszulek. Zebrał rzeczy i udał się z nimi do łazienki. Przez krótką chwilę przyglądał się własnemu odbiciu w ogromnym lustrze. Wyglądał na zmęczonego. Sine worki pod oczami. Zielone tęczówki straciły na intensywności. Znikł również ten radosny blask. Harry nie uśmiechał się jak dawniej. W końcu ktoś musiał to zauważyć. Jeszcze niedawno dostawał od fanek po kilkaset wpisów na Twitterze z prośbą, by przestał się przejmować. Łatwo im mówić, skoro po ujawnieniu całej afery posypały się słowa krytyki. Stracił również tysiące obserwujących. Próbował się tym nie przejmować. Nie udało się.
                Pod prysznicem spędził zdecydowanie zbyt wiele czasu. Jak na złość włosy nie chciały się ułożyć. Każdy z loków wywinięty był w inną stronę. Styles krzywił się i przeklinał, ale nic to nie dało. Po jakichś piętnastu minutach zwyczajnie się poddał. Miał nadzieję, że przynajmniej dzięki temu nikt go nie rozpozna. Ubrał się szybko, spryskał perfumami i ponownie zerknął na zegarek. Teraz z jego ust wyrwało się głośne i jakże poetyckie „kurwa”! Było już parę minut po godzinie siedemnastej. Był spóźniony.
                Wpadł do windy, omal nie potykając się o sznurówki granatowych Conversów. Z dziesięć razy wcisnął guzik z cyfrą zero mając nadzieję, że dzięki temu winda pojedzie szybciej. Nie mógł skorzystać z głównego wejścia. Za dużo fanek i reporterów. Wybiegł tylnym wyjściem, wpadając przy okazji na Zayna obmacującego się z jakąś rudowłosą dziewczyną. Przystanął na chwilę, by w końcu machnąć ręką. Z Malikiem przecież wszystko jest możliwe. Styles wybiegł na ulicę. Do Starbucksa miał jakieś sto metrów. Przebiegł przez ulicę, lawirując między samochodami, których właściciele niejednokrotnie używali swoich klaksonów. Zmachany Harry dotarł do celu. Rozejrzał się uważnie po kawiarni, pozbawiony już nadziei. Lyssandra była niezwykle punktualna. Nie lubiła spóźnialskich, którym dawała zaledwie pięć minut. Po tym czasie zazwyczaj odchodziła z miejsca spotkania. A jednak napotkał spojrzenie szarych tęczówek. Odetchnął z ulgą. Poczekała. Czyli zależało jej! Inaczej przecież by nie przyszła. Na nowo rozpaliła w jego sercu płomyk nadziei.
- Cześć – odezwał się nieśmiało, zajmując miejsce naprzeciwko brunetki. – Myślałem… Znaczy bałem się… Lys – jęknął cicho, próbując chwycić jej szczupłe dłonie. Cofnęła je szybko.
- Przyszłam tu z jednego powodu – odezwała się bezbarwnym tonem, ale mimo wszystko serce Stylesa wywinęło koziołka. – Przyszłam by ci powiedzieć, żebyś dał sobie spokój. Nie próbuj podobnych sztuczek i podchodów. Nie wrócę do ciebie. Nie możemy być razem po tym, co mi zrobiłeś.
                Harry czuł, jak jego serce kolejny raz rozpada się na pół. Na krótką chwilę stracił oddech. Zaczął się dusić. Chwycił palcami krawędź drewnianego stolika. Nie mogła robić mu tego kolejny raz.
- Ale to wszystko nie tak! – Krzyknął, ściągając na siebie uwagę wszystkich klientów kawiarni. Lyssandra spojrzała na kędzierzawego z przerażeniem. Harry nigdy nie należał do ludzi wybuchowych. Zwariowanych, szalonych – owszem. Nigdy jednak nie widziała go w takim stanie. Zrezygnowała z szybkiego odpuszczenia kawiarni. Nie chciała wzbudzać sensacji. Prasa sobie na nich i tak wystarczająco używała przez jakiś czas.
- Harry, tak po prostu będzie lepiej…
- Nie gadaj głupot – westchnął ciężko, próbując doprowadzić oddech do porządku. – Lyssandra ja w dalszym ciągu ciebie kocham i nie mogę uwierzyć, że tak łatwo dałaś wiarę w autentyczność tych zdjęć. Nigdy bym ciebie nie skrzywdził.
- Byłeś na tej imprezie, a ja nie miałam o tym pojęcia.
- To była jedynie kwestia zaufania. Przecież nie miałem zamiaru niczego przed tobą ukrywać.
- A jednak mi nie powiedziałeś, że wybierasz się do klubu – Lyssandra patrzyła na swoje dłonie. Jeszcze cztery miesiące temu błyszczał na nim skromny pierścionek z diamentowym oczkiem. Dostała go na urodziny od Harry’ego. To miał być symbol ich miłości. Teraz spoczywał na dnie szuflady w jej pokoju, w rodzinnej posiadłości Haywoodów.
                Harry zagryzał nerwowo dolną wargę. Sam siebie wpędził w kozi róg. Rzeczywiście tamtego wieczora nie wspomniał nawet słowem o wyjściu do klubu. Skoro Lys nie pytała to wyszedł z założenia, że nie będzie mieć nic przeciwko. To był pierwszy raz. Podczas imprezy nieustannie dręczyły go wyrzuty sumienia. To Zayn powtarzał, że każdy ma prawo rozerwać się i wypić bez obecności swojej dziewczyny. Zdecydowanie Malik miał zły wpływ na lekko zagubionego Stylesa.
- Byłem w tym klubie tylko godzinę – zaczął się tłumaczyć. – Wychodząc, przyczepiła się do mnie ta dziewczyna ze zdjęcia. Była mocno wstawiona, koleżanki ją zostawiły. Co miałem zrobić? Wyszliśmy razem, kleiła się do mnie, ale z mojej strony nic nie było. Wsadziłem ją do taksówki, a sam pojechałem następną. Ot cała historia.
                Próbował poznać myśli Lyssandry. Ona jednak siedziała z wzrokiem w dalszym ciągu utkwionym w dłoniach. Oddychała szybko. Odniósł wrażenie, że po policzku dziewczyny spłynęła pojedyncza łza, która szybko znikła wśród burzy brązowych włosów. Chciał przytulić Haywood, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. Mogłaby to źle odebrać. Siedział więc spokojnie, próbując skupić myśli na czymś innym. Na próżno. Potrafił myśleć tylko o Lys.
- Harry ja… - odezwała się ledwo słyszalnym szeptem. – Przepraszam.
                Teraz już nie miał wątpliwości, że brunetka płacze. Nim jednak zdążył wstać, jej już nie było w kawiarni. Pozostał jedynie zapach kwiatowych perfum. Przed wejściem zignorowała fanki, które za jej plecami pokazywały obraźliwe gesty. Nie podobało się Harry’emu takie zachowanie. Lyssandra nie była niczemu winna.
- Mogę prosić o autograf? – Z zamyślenia wyrwał go głos jakiejś dziewczyny. Przewracając oczami wziął jej zeszyt, długopis i podpisał się niedbale. Zapewne chciała poprosić jeszcze o wspólne zdjęcie, ale wstał od stołu, wyminął ją i opuścił kawiarnię.
                Nie miał nastroju na spędzanie czasu wśród fanów. Chciał wrócić do hotelu i na spokojnie przeanalizować zaistniałą sytuację. Już miał przejść przez ulicę, gdy kątem oka dostrzegł skuloną postać na jednej z ławek w pobliskim parku. Zawrócił, niepewnie zagryzając dolną wargę. Głupi odruch w sytuacjach stresowych, którego nie był w stanie się pozbyć. I nie chciał. Lyssandra ciągle mu powtarzała, że to całkiem urocze.
                Przysiadł się do dziewczyny, której ciałem wstrząsał co chwila szloch. Otoczył ją ramieniem, a ona bezwiednie się wtuliła w jego pierś. Spokojnymi ruchami dłoni gładził brązowe włosy.
- Harry jestem kretynką – wyszeptała, podnosząc na Stylesa zapłakane oczy. Uśmiechnął się delikatnie, ocierając kilka łez z jej policzków.
- Sytuacja cię przerosła. Rozumiem – jego głos zawsze był w stanie uspokoić Lys. Pociągnęła nosem jeszcze kilka razy i odsunęła się od chłopaka. – Oboje popełniliśmy kilka błędów. Ja powinienem tobie powiedzieć o tej imprezie. Ty mogłaś dać mi szansę, by wszystko wyjaśnić. Myślę jednak, że zasługujemy na to, by spróbować kolejny raz.
                Lyssandra spuściła wzrok. Zawzięcie patrzyła teraz w źdźbła pożółkłej trawy. To spotkanie z Harrym dało jej siłę na kolejne miesiące swego nędznego życia. Nie chciała jednak dawać mu złudnej nadziei. Przez cztery miesiące usychała z tęsknoty. Przekonała się również, że bez Stylesa u boku już nikt nie patrzy na nią przez pryzmat sławnego chłopaka. Ludzie doceniali muzykę Lyssandry. Przestała również otrzymywać negatywne wpisy od zazdrosnych fanek One Direction. Była po prostu Lyssandrą Haywood – dziewczyną, która pokazała się w brytyjskim X-Factorze i dzięki temu miała okazję piąć się na sam szczyt kariery.
- Nie możemy, Harry – brunetka podniosła się z ławki. – Ten czas pokazał, że chyba jednak nie jesteśmy sobie pisani.
- Ale…
- To nie była tylko jedna plotka. Każdego dnia musiałam znosić obraźliwe teksty od twoich fanów. Udawałam, że mnie to nie rusza, ale teraz wreszcie się od tego uwolniłam – głos Lys się załamał. – I dobrze mi z tym, Harry.
                Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Przecież przed tym rozstaniem byli nierozłączni i szaleńczo w sobie zakochani. Lyssandra nigdy nawet słowem nie wspomniała, by przeszkadzały jej słowa krytyki. Harry zdawał sobie sprawę z tego, że to musi być dla niej trudne. Często organizował wspólne wypady poza miasto, gdzie nie było dostępu do Internetu. Tam Lys odpoczywała od medialnego zamieszania. On z resztą też.
                Ponownie powiódł spojrzeniem za oddalającą się sylwetką brunetki. Nerwowo zacisnął dłonie w pięści. Nie chciał się poddać. Za bardzo mu zależało na Lys. Skoro jednak go odrzuciła, to nie mógł toczyć walki z wiatrakami. Nie mógł zmusić, by na nowo go pokochała.

~Coraz ciekawsze informacje do mnie docierają. Harry i Lyssandra widziani byli razem z LA. Umówili się na spotkanie w Starbucksie. Wyglądało na to, że mają coś sobie do wyjaśnienia. Kilka osób widziało również Haywood wybiegającą z kawiarni. Miała w oczach łzy. Czyżby jednak nie zanosiło się na koniec tej historii? Czy oboje są w stanie tak zwyczajnie się poddać i zakończyć związek? A może jednak ulubiona para brytyjskiego show biznesu jakoś to przetrwa? Pożyjemy, zobaczymy.
Wasza Lyry, xxx


~*~
Jak tak dalej pójdzie, to chyba będę musiała zawiesić zarówno to opowiadanie, jak i publikację tych, które mam w planach.
Nie lubicie mnie, czy coś? :(


10 komentarzy:

  1. Kochamy! Po prostu... <3 !!! Brak mi słów!!


    Czy ta dziewczyna z szablonu to Sunday Girl? Tak tylko pytam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnóstwo osób czyta, a nie komentuje. Zamiast pisać dla statystyki, pisz dla siebie i tych, co komentują, a także tych, którzy się nie pokazują.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, piszę dla siebie. Zawsze! Ale czasem miło wiedzieć, że ktoś jednak czasem wpadnie i zostawi po sobie kilka słów :)

      Usuń
    2. Doskonale Cię rozumiem, ale nie masz czym się przejmować. Moje opowiadanie czyta ponad 250 osób (wiem to z ankiety) a nieraz skomentuje tylko 6 z nich :).

      Usuń
  3. Wspaniale opowiadanie! Świetny pomysł, czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że Lys wysłuchała Harrego. Jednak jak widać on za bardzo ją kocha by przestać walczyć co mnie bardzo cieszy. Nie poddaję się. :) Ją jednak mogę po części zrozumieć, w końcu negatywne opinie o niej nie są miłe. Nikt nie chciałby czytać czegoś takiego o sobie.
    Pod żadnym pozorem masz nie zawieszać, kasować bo uduszę! Ja czytam i zawszę będę. :) Pozdrawiam/kufer-szczęścia/

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakie przecudowne opowiadanie!
    I tak bardzo podoba mi się wygląd!
    *,*

    [ http://secretlifevictorie.blogspot.com/ ]

    OdpowiedzUsuń
  6. KOCHAM! świetne!
    pisz dalej nie mogę się doczekać następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  7. nie no, ja nie mogę! kocham to! Chcę harrego i Lyssandrę!
    Dawaj szybko następny!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ojej, biedny Harry spotkał się z odrzuceniem. Szkoda, że Lyss tak na to wszystko patrzy. To znaczy, wiadomo, że niemiłe komentarze oraz ocenianie jej muzyki przez muzykę Hazzy mogło być dla niej męczące, ale jeżeli ich miłość była prawdziwa, tak, jak twierdził Harry... No cóż, ciekawa jestem, czy Lyss w końcu się przekona, że ten związek tak naprawdę jest jej potrzebny. Jakoś nie chce mi się wierzyć, by Styles odpuścił i by Lyssandra przestała usychać z tęsknoty. W końcu kilkuminutowe spotkanie chyba nie wystarczy jej już na całe życie? No cóż, trochę współczuję Louisowi, że stoi pośrodku tego wszystkiego.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń