13 listopada 2012

III - Musiał to zrobić dla samego siebie



                Kolejny wieczór spędził na pocieszaniu roztrzęsionej Haywood. Nie chciała mu powiedzieć, co dokładnie się stało. Zrozumiał jedynie, że spotkała się z Harrym. On jej wszystko wyjaśnił i doszedł do wniosku, że zasługują na drugą szansę. Ona natomiast odrzuciła jego propozycję tłumacząc, że teraz może być spełnioną piosenkarką. Rzecz jasna nie wszystko dowiedział się wprost od Lys. Był mistrzem dedukcji i wielu rzeczy potrafił domyślić się sam. Pomogły również wiadomości od zdenerwowanego Stylesa, który wydzierał się na cały hotel. Chciał zrozumieć kobiety. No cóż, drąc się w niebogłosy niewiele mógł zdziałać.
                Założył kilka niesfornych kosmyków za ucho dziewczyny. Zasnęła przed kilkoma minutami. Wyglądała jak anioł. Blady uśmiech na pełnych ustach, zarumienione policzki oraz alabastrowa cera. Nie mógł zaprzeczyć, że Lyssandra Haywood jest piękna. Kiedyś zdawało mu się, że łączy ich silna więź, którą potocznie określa się mianem miłości. Pomylił się. Kochał ją, ale jak siostrę. Zrozumiał, że nie ma innego wyjścia. Ona obdarzyła swoim uczuciem Harry’ego. A przecież tak niewiele ich łączyło. Byli parą mimo wszystko. Owszem, potrafili niejednokrotnie przegadać ze sobą całe noce, ale przechodzili dość długą fazę wzajemnego zauroczenia. Wydawało im się, że to prawdziwa miłość, która przetrwa wszystko. Zwykłe złudzenie.
                Pogładził policzek Lyssandry. Westchnęła cicho, wywołując na jego ustach szerszy uśmiech. Pierwszej, prawdziwej miłości się nie zapomina. Lys była kimś ważnym w życiu Louisa Tomlinsona, chociaż on sam nie chciał tego przed sobą przyznać. Miał dziewczynę. I to nie jedną od czasu, gdy Harry zaczął umawiać się razem z Haywood. Obecnie był na etapie oszukiwania samego siebie. Umawiał się z Eleonor Calder. Sympatyczna brunetka, którą poznał na imprezie urodzinowej Stylesa. Był nią zauroczony. Po części dlatego, że z wyglądu tak bardzo przypominała Lyssandrę. Szybko przekonał się, jak bardzo te dwie dziewczyny różnią się od siebie. Eleonor była otwarta na ludzi oraz nowe znajomości, wygadana i wszędzie było jej pełno. Nie tego oczekiwał, ale nie chciał rzucić kolejnej dziewczyny w przeciągu jednego roku. Calder nie zasłużyła na to. Cierpliwie znosiła bycie dziewczyną popularnego chłopaka. Było jej ciężko. Wcześniej wiodła życie normalnej nastolatki. Chodziła do szkoły, razem z koleżankami przesiadywała całe godziny w centrach handlowych. Teraz samotnie nie mogła wyjść z domu. Na każdym kroku towarzyszył jej ochroniarz lub Danielle Peazer. Razem jakoś dziewczyny sobie radziły. Z czasem przyzwyczaił się do Eleanor i jej obecności. Problem polegał na tym, że nie było w tym uczucia. Jedynie przyzwyczajenie – słowo, którego brzydził się bardziej niż czegokolwiek innego.
                Ostrożnie wyplątał się z objęć brunetki. Musiał wrócić do swojego pokoju zanim ktokolwiek zacznie do niego wydzwaniać i zadawać pytania. Nachylił się jeszcze, by musnąć wargami policzek dziewczyny. Mruknęła cicho, otulając się szczelniej kołdrą. Znów się uśmiechnął. Lyssandra nawet nie zdawała sobie sprawy, jak wiele dla niego znaczyła. To dobrze – pomyślał. Przyjaźń z nią nie była warta poświęcenia. Nie mógł walczyć o coś, czego prawdopodobnie nigdy by nie dostał. Już dawno przyszło mu pogodzić się z losem.
                Opuścił pokój dziewczyny, o mały włos nie wpadając przy tym na Paula. Mężczyzna posłał Tomlinsonowi zdziwione spojrzenie, ale o nic nie pytał. Szatyn był mu za to wdzięczny. Tłumaczenie wszystkie zajęłoby stanowczo zbyt wiele czasu.
- Louis! – Na korytarzu rozległ się donośny głos Stylesa. Szatyn zatrzymał się i niechętnie odwrócił w stronę przyjaciela. Kędzierzawy wyglądał na mocno zdenerwowanego, a w dodatku pijanego. Odór alkoholu dało się wyczuć już z odległości kilku metrów.
- Ciebie nie można zostawić nawet na krótką chwilę bez opieki – westchnął Louis, chwytając przyjaciela pod ramię. Przez ostatnich kilka godzin zajmował się Lyssandrą. Teraz przyszedł czas na drugą osobę ze złamanym sercem. – Harry, musisz się wreszcie ogarnąć.
- Lys mnie odrzuciła – jęknął Styles, a po jego policzkach spłynęły pierwsze łzy. – Bez niej już nic nie znaczę. Jak mam o nią walczyć?
- A może zwyczajnie powinieneś sobie odpuścić? – Odpowiedział Tomlinson pytaniem na pytanie. Kędzierzawy posłał mu groźne spojrzenie, a jego dłonie odruchowo zacisnęły się w pięści. Dobrze wiedział o uczuciu, jakim szatyn darzył Lyssandrę. Nie dawał niczego po sobie poznać. Ufał swojej dziewczynie. Przyjaciel również zdawał się być rozsądnym człowiekiem. Harry nigdy nie przyłapał ich w dwuznacznej sytuacji, chociaż uważał, iż to jedynie kwestia czasu. Oczy Louisa błyszczały radośnie, gdy tylko Lys pojawiała się w zasięgu jego wzroku. Nawet na Eleonor nie patrzył z takim uwielbieniem. Nic więc dziwnego, że Calder nigdy jakoś specjalnie nie przepadała za Haywood.
                Styles odwrócił się na pięcie, o mały włos nie tracąc przy tym równowagi. Teraz był wściekły nie tylko na Lyssandrę, ale również na Louisa. Uważał, że jest bezczelny, próbując namówić go do zrezygnowania z miłości swojego życia. Przecież wszyscy znajomi ciągle im mówili, że są idealnie do siebie dopasowani. Oczywiście to co dobre, nigdy nie trwa wiecznie. Ta przeklęta plotka wszystko zrujnowała. Harry zdawał sobie sprawę, że to tylko kwestia czasu aż pogodzi się z tym rozstaniem. Póki jednak miał siłę – chciał walczyć. Musiał to zrobić dla samego siebie. Przy Lys czuł, że ma jakieś miejsce na ziemi. Czuł, że gdzieś przynależy. W zespole już dawno utracił swoje miejsce. Rzecz jasna nie dawał tego po sobie poznać. Uśmiechał się, kiedy był w gronie przyjaciół. Wybuchał radosnym śmiechem, kiedy jakaś fanka powiedziała coś zabawnego. W rzeczywistości już dawno przestało mu zależeć. Jedynie Lyssandra sprawiała, że chciał tkwić w tym bagnie, w którym się znalazł. Miał dość tej pieprzonej sławy. Ona nie przynosiła niczego dobrego. Wieczne zamieszanie wokół jego osoby, fałszywe plotki i jedna, prawdziwa miłość… Nie mógł stracić Lyssandry. Nie tym razem.

                Nie mogła dłużej zostać w Los Angeles. Nie mogła ryzykować spotkania z Harrym. To w dalszym ciągu bolało. Samo wspomnienie jego imienia powodowało nieznośną falę mdłości. Myślała, że już dawno wypłakała wszystkie łzy. A jednak w objęciach Louisa tama pękła. Szatyn obalił mur, którym szczelnie otaczała się przez te długie miesiące.
                Słońce wpadało przez niezasłonięte zasłony, delikatnie pieszcząc skórę na nosie brunetki. Zmarszczyła go. Ponoć wyglądała wtedy uroczo. Nigdy nie miała okazji się o tym przekonać. Nie lubiła patrzyć we własne odbicie w lustrze, kiedy nie była w pełnym makijażu oraz stroju odpowiednim na scenę. Nie mogła uwierzyć, że jest zwykłą dziewczyną, której udało się wybić w tym bezlitosnym świecie show biznesu. To w dalszym ciągu było nierealne. Przecież poszła na przesłuchanie dla świętego spokoju… Ciągle sobie to powtarzała. Rzecz jasna prasa oraz fani żyli w błogiej nieświadomości. Nie wiedzieli, że Lyssandra Haywood w dalszym ciągu jest skrytą w sobie dziewczyną, która opiera się na pozorach. Robi to, czego oczekują od niej inni. Z każdym, kolejnym miesiącem zatracała się w tym nieprawdziwym wizerunku.
                Siadając na łóżku i przeciągając się wiedziała, że może teraz podjąć tylko jedną, słuszną decyzję. Kolejny raz ucieknie od problemu. Nie stawi mu czoła. Nie była w stanie. Te dwa spotkania już i tak były zdecydowanie ponad jej siły. I chociaż serce rwało się do Stylesa, to nie mogła sobie pozwolić na powrót. Od dłuższego czasu nie musiała użerać się z psychofankami One Direction, które uważały, że każdy z muzyków należy tylko do nich. Lyssandra uśmiechnęła się delikatnie. Ona sama myślała kiedyś, że Harry Edward Styles będzie tylko dla niej.
                Chwyciła telefon i wystukała krótką wiadomość do managera, który pojawił się w pokoju piętnaście minut później. Dziewczyna od dawna nie była tak pewna decyzji jaką podjęła.
- Wracamy do Londynu – oznajmiła, przeczesując palcami brązowe loki. – Dzisiaj.
                Manager zapowietrzył się i usiadł na krześle, które stało przy skromnym biurku. Zawalone było ono różnymi papierami, tekstami niedokończonych piosenek oraz kosmetykami Lyssandry. Zbladł, a jego wargi drżały niespokojnie. Raz już pozwolił dziewczynie podjąć pochopną decyzję. Zgodził się na trasę koncertową po Stanach. Wszystko zostało bardzo szybko zaplanowane. Było mnóstwo niedociągnięć, których pozbyli się z czasem. Mieli spędzić tutaj jeszcze kilka miesięcy. Może nawet cały rok. Póki dziewczyna przeżywała rozstanie z Harrym Stylesem był pewien, że nie zechce wrócić do Anglii.
- Miałaś dać jeszcze trzy koncerty – przypomniał mężczyzna, dochodząc powoli do siebie. – Nie mogę ich odwołać, bo tobie nagle zachciało się wracać do Londynu!
- Nie unoś się – Lyssandra sięgnęła po swoją walizkę. – Zaczynam się pakować. Jeśli w ciągu godziny nie zorganizujesz samolotu, możesz szukać sobie innego pracodawcy.
                Doskonale wiedziała, jakiego argumentu powinna użyć. Jeszcze niedawno podsłuchała rozmowę, w której manager opowiadał swojemu znajomemu jaki jest zadowolony ze swojej pracy. Nic dziwnego. Każdego miesiąca zarabiał trzy razy więcej niż wynosiła średnia krajowa. Lyssandra była jego maszynką do robienia pieniędzy i skrzętnie to wykorzystywał. Myślał, że niczego się nie domyśli. Ale dziewczyna nigdy nie była głupia. Dzięki ojcu miała okazję poznać chwyty managerów. Nie zdziwiła się zbytnio, gdy po niecałej godzinie mężczyzna wrócił z informacją, że bilety na samolot zostały zabukowane na godzinę czternastą, a koncerty odwołane pod pretekstem nagłego pogorszenia stanu zdrowia wokalistki.
                Nie minęło dziesięć minut, gdy rozległo się donośne pukanie do drzwi. Lys odłożyła parę butów, którą miała zamiar schować do walizki i niespiesznie otworzyła. Oparty o framugę z nonszalanckim uśmiechem stał Zayn Malik. Brunetka prychnęła cicho, mierząc mulata ironicznym spojrzeniem.
- Mogę w czymś pomóc?
- Masz pójść ze mną i porozmawiać z Harrym – oznajmił chłopak, a w jego oczach zalśniły małe kurwiki. – Zauważ, że nie jest to prośba.
- Twoich rozkazów słuchać nie będę, Malik.
- Jakaś ty słodka – mulat powoli przesunął palcem wskazującym wzdłuż żuchwy dziewczyny. Wzdrygnęła się mimowolnie. – Uwierz, że nie masz już nic do powiedzenia. Idziesz ze mną.
                Próbował chwycić Lyssandrę za nadgarstek, ale dziewczyna cofnęła się w ostatniej chwili. Od samego początku to właśnie do Zayna pałała najmniejszą sympatią. Chłopak miał się za zdolnego podrywacza i chciał to udowodnić już w domu jurorskim X-Factora. Wyglądało na to, że Lys była pierwszą dziewczyną, która oparła się jego rzekomemu urokowi osobistemu. Nawet przez chwilę nie była zainteresowana. Kiedy zdecydowała się postawić sprawę jasno – uraziła dumę Malika. Od tamtej chwili robił co mógł, by tylko zrobić Haywood na złość. Przyznać trzeba, że jedno mu się udało: zniszczył idealny związek.
- Jesteś ostatnią osobą, z którą chciałabym gdziekolwiek pójść – warknęła dziewczyna, próbując zamknąć mulatowi drzwi przed nosem. Jego stopa to uniemożliwiła. – Jeśli nie znikniesz stąd za pięć sekund, to zacznę krzyczeć. Myślę, że dodatkowy rozgłos nie jest tobie potrzebny, prawda?
                Dziewczyna uniosła znacząco brew, a jej usta wygięły się w delikatnym uśmiechu. Może nie utrzymywała kontaktu z chłopakami z One Direction, ale w dalszym ciągu śledziła portale plotkarskie. Z czystej ciekawości oraz dla zwykłej przyjemności. Czuła, że kamień spada z jej serca, kiedy kolejnego dnia nie natknęła się na żaden artykuł o nowej dziewczynie Stylesa. Była cholerną egoistką. W dalszym ciągu pragnęła mieć go tylko dla siebie. Przy okazji przeglądania poszczególnych artykułów, czytała o burzliwym życiu Zayna Malika. Lyssandrę dziwił fakt, że w ogóle znalazła się jakaś dziewczyna, która znosi jego wybryki. Jeszcze dwa miesiące temu nad piosenkarzem wisiało widmo rozprawy sądowej za spowodowanie wypadku. Dziwnym trafem zarzuty zostały wycofane. Pieniądz ma jednak wielką moc.
- Zmieniłaś się Haywood – mruknął mulat bez cienia ironii, cofając się przy tym o krok. – Chciałem wam pomóc. Widzę przecież, że w dalszym ciągu kochasz Stylesa. Skoro on nie widzi świata poza tobą, to w czym problem?
- Przestań się wtrącać, Zayn. Ty potrafisz jedynie niszczyć i z twoich starań nigdy nic dobrego nie wychodzi – Lys pokręciła głową. – Podziwiam Perrie. Ta dziewczyna musi być aniołem. Mam nadzieję, że jej nie skrzywdzisz.
- Możesz być tego pewna – mruknął chłopak, odwracając się na pięcie i odchodząc w stronę windy. Lyssandra miała nadzieję, że chociaż tym razem będzie mogła uwierzyć w jego zapewnienia. Perrie Edwards zasługiwała na kogoś zdecydowanie lepszego, ale podobno miłość jest ślepa. Chyba każdy miał okazję przekonać się o tym na własnej skórze.
                Manager postarał się, by nikt nie poznał prawdziwego powodu, dla którego Lyssandra Haywood zdecydowała się odwołać ostatnie koncerty w Stanach. Opuściła hotel tylnym wyjściem. Dzięki temu nikt nie mógł zrobić jej zdjęć oraz zadawać krępujących pytań, o które w takich okolicznościach nie było wcale trudno. Na lotnisku nie zatrzymała się nawet na chwilę, by rozdać autografy. Fani byli zawiedzeni. Kolejny raz. Manager krzywił się ciągle zdając sobie sprawę, że bardzo trudno będzie odbudować zaufanie, na które Lyssandra pracowała przez trzy lata. Rzecz jasna każda gwiazdka musi mieć swoje kaprysy, ale by tak z dnia na dzień zmieniać zdanie? Po pannie Haywood nikt się tego nie spodziewał. Nawet Harry Styles, który powinien znać ją lepiej, niż ktokolwiek inny.
- Nie mogę uwierzyć, że wyjechała – zaskomlał loczek, ukrywając twarz w dłoniach. – Lou, dlaczego ona kolejny raz mnie zostawia?
- Pewnie ma ku temu powody – Tomlinson silił się na obojętność. Był wściekły, że nie udało mu się porozmawiać z Lys. Musiał siedzieć w tym przeklętym studiu nagraniowym, a przecież wracają do Londynu dopiero za długie cztery tygodnie.
- Ja chcę… Ja muszę znów poprosić ją o drugą szansę – westchnął Harry, przechadzając się teraz nerwowo po pokoju. – Myślisz, że Lys mi wreszcie wybaczy?
- Już wybaczyła – Louis wzruszył ramionami. – Teraz pewnie potrzebuje czasu.
- Czasu?! Ja nie wytrzymam kolejnych miesięcy.
- Styles, weź się wreszcie zamknij – warknął Zayn, niechętnie przewracając się na drugi bok. – Nie tylko ty masz problemy i uwierz, że nie chcemy o nich ciągle słuchać.
                Harry pokręcił głową, prychając cicho. Miał wrażenie, że nikt go nie rozumie. Kolejny raz.

~Czyżby to sam pan Styles doprowadził Lyssandrę Haywood do takiego stanu? W prawdzie niewiele mamy wiadomości na temat jej zdrowia oraz rzekomych problemów… No właśnie. Wierzycie, że Lys źle się poczuła i postanowiła właśnie dlatego wrócić do Londynu? Myślę, iż dziewczyna nie docenia naszej inteligencji. Ja tam wiem swoje! Na razie jednak nie będę dzielić się z Wami swoimi domysłami. Poczekajmy do kolejnej konfrontacji Haywood – Styles.
Wasza Lyry, xoxo


~*~
Ten rozdział chcę zadedykować wszystkim, którzy są ze mną już od dłuższego czasu. Dziękuję! Bez Was już pewnie dawno bym się poddała i porzuciła pisanie.


7 komentarzy:

  1. Z jakiegoś powodu nie lubię Lyss. Harry cierpi. Lou w pewien sposób też. Dlaczego tam wszyscy są nieszczęśliwi.
    Rozdział fajny. Nie mogę się doczekać kolejnego.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja lubię. I rozumiem. Czekam na rozdział czwarty z niecierpliwością ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szata graficzna ukazuje smutek i nieszczęście tak jak w opowiadaniu. Zdecydowanie wolę jak ktoś jest szczęśliwy, darzy się miłością i w ogóle skacze z radości. I tutaj nie chodzi o to, że źle piszesz albo kiepsko dobrałaś tematykę. Po prostu to ja uwielbiam romanse i same happy endy. No ja rozumiem Lyss za tą plotkę, ale mogłaby zaufać ponownie Harremu, prawda? Dać szansę mimo wszystko. Wiadomo, że byłoby jej ciężko bo ktoś mógłby ją znów wyzywać itp., ale liczy się szczęście, druga osoba, miłość która darzymy. Mam nadzieję, że Harremu uda się dotrzeć do Lyss i w dalszym ciągu będzie o nią walczył.
    P.S Dziękuję za dedykację (jeżeli jeszcze mnie obejmuje :>). Kocham czytać twoje opowiadania to co tworzysz i będę to pisać i powtarzać wielokrotnie, ale to dlatego, że na to zasługujesz! Buziaki :* /kufer-szczęścia/

    OdpowiedzUsuń
  4. No, ja też tak nie przepadam za Lyss;( Rozdział jest smutaśny, szkoda ; Ale fajnie piszesz i masz talent :)

    http://one-direction-opowiadanie-i-inne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  5. Trafiłam na Twojego bloga dzięki overwinning, byłam ciekawa kto zrobił jej taki świetny nagłówek i skierowała mnie do Ciebie :) Jestem pod totalnym wrażeniem - świetne opowiadanie, a nagłówek całkowicie mnie zauroczył. Masz talent i to jaki!
    Mam pytanie: robisz nagłówki na zamówienie? Bardzo by mi się przydał, bo szata graficzna mojego bloga nie zachwyca. Jeśli robisz, to prosiłabym żebyś się jakoś ze mną skontaktowała odnośnie tego :)
    Twojego bloga dodaję do swojej listy, a jeśli znajdę czas, zabiorę się za czytanie pozostałych.

    Pozdrawiam i liczę na odpowiedź ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja rozumiem Lyss. Jest rozżalona, załamana, nie wie gzie szukać wsparcie, boi się. Harry musi znaleźć w sobie siłę aby jej pomóc, bo sama nie da rady. W każdym razie ja w nich wierzę. I w ogóle jestem pod ogromnym wrażeniem. Świetnie piszesz, z przyjemnością czyta się twoje rozdziały. Wczoraj znalazłam Nie zawiedź mnie, przeczytałam i przeszłam do Charming Type, które teraz komentuje. Bardzo zazdroszczę ci stylu i warsztatu. No i umiejętności robienia szablonów, rzecz jasna :D Jeśli możesz, informuj mnie na http://coffeern.blogspot.com/
    xoxo,
    mnemosyne.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozmowa Lys z Zaynem była... przerażająca, w pewnym sensie. Przedstawiasz Malika w tajemniczy, groźny sposób, co w sumie bardzo mnie intryguje. Ach, ta Twoja umiejętność gładkiego przechodzenia w czasie z tego, co dzieje się u Lys do tego, co czuje, mówi czy myśli Styles. Niesamowite.
    Wow, niby Lou kocha Lyssandrę tylko jak siostrę, a jednak Harry ma wątpliwości? Ciekawie przedstawiona sytuacja Louis-Eleanor. Przyzwyczajenie, powiadasz? Interesujący wątek.
    Pozdrawiam i weny życzę! :)

    OdpowiedzUsuń